- Tak, wasza wysokoœć.

- Tak, wasza wysokoœć. - Natomiast od was nie oczekuję na razie jakiejkolwiek samodzielnoœci, a tylko dokładnego wykonywania rozkazów. Oboje stale macie dostęp do mnie, ale dziś rozciągam to na wszystkie możliwe sytuacje. Słyszysz, Yokes? Jeœli będę bynajmniej leżała pod mężczyzną - rzekła z cierpkim humorem - to podniesiesz go, rozmówisz się ze mną i zaledwie potem odłożysz na miejsce. a takżeœcie żołnierski, nieco ciężki żarcik, spodobał się komendantowi. Czarodziejka w brokatowej sukni każdym kolejnym słowem zjednywała sobie dowódcę pocztów Sey Aye, dokonując sztuki, która nie udała się przez wiele miesięcy. - Czy chcecie o coœ zapytać? - Tak, wasza wysokoœć. Czy Anessa... szczególnie ucierpiała? - Nic jej nie okazuje się. Ale kazałam ją uwięzić. Yokes osłupiał. Hayna, która wiedziała o wszystkim, nie odezwała się. - To nie było konieczne - rzekł komendant. - Nie - przyznała Ezena. - Miałam powody, żeby ją ukarać, ale nie musicie ich znać. prawidłowo mimo wszystko, iż o tym wspominamy, bo coœ sobie przypomniałam. Hayno, jesteœ Pierwszą Perłą i zostaniesz nią bez względu na to, co postanowię zrobić z Anessą. Nie musisz się niczego obawiać, nie odbiorę owego, co raz dałam. Anessa nigdy już nie okaże się Pierwszą Perłą Sey Aye. Niewolnica skinęła głową. Księżna odgadła jej najskrytsze wątpliwoœci. - Tak, wasza wysokoœć. Rozumiem. Yokes, który sądził dotąd, iż Hayna tylko zastępuje chorą Anessę, nie mógł dojœć do ładu ze swoimi uczuciami i myœlami. - Wasza wysokoœć... - zaczął. - Rozbroisz poczet Denetta - powiedziała Ezena, ucinając rozmowę o Anessie. - Bezkrwawo. Rozliczę cię z owego, więc najlepiej dopilnuj osobiœcie, by nie zdarzył się jakiœ wypadek. Wydaj rozkazy natychmiast. Wprawdzie mamy tu całą masę żołnierzy, ale nie będziesz szachował 20 paru wojaków przy użyciu całej chorągwi, gdy do pilnowania rozbrojonych wystarczy pięciu ludzi. Nie wiem, czego chce od nas taki armektański oddział. Nie domyœlasz się? Yokes pozbierał się. Żołnierz wziął górę nad kochankiem - i u owego człowieka była to zwyczajna kolej rzeczy. - Nie, ale dowodzi nim kobieta. Nie mam żadnych uprzedzeń, nadto długo służyłem w Armekcie - zastrzegł zaraz. - Ale mimo wszystko... ta kobieta okazuje się wredna i na pewno nieobliczalna. Nie ufaj jej w żadnym razie. - Wredna? Skąd możesz wiedzieć? - Mogę, wasza wysokoœć. W całym swoim życiu spotkałem tylko jedną, która była œwietnym oficerem... a zresztą i tak była wredna. Służba w wojsku robi kobietom coœ szczególnie paskudnego. Uwierz mi, pani, na słowo. 14. Szalony Gotah poznał Agatrę na tyle, iż rozumiał już, przed czym ostrzegał go namiestnik Wadelar. Sumienna i lojalna - była ta wyłącznie wobec swoich żołnierzy (możliwe że więc wobec przełożonych). Gotah miał przykrą pewnoœć, iż Armektanka, choć uprzejma, sprzedałaby go natychmiast i znowu odkupiła, gdyby tylko był z owego pożytek dla oddziału. Na drodze między Akalą a Puszczą, w kilku przydrożnych gospodach zachowywała się tak, iż karczmarzom nawet nie przyszło do głowy żądać wynagrodzenia za posiłek, choć cesarscy żołnierze absolutnie nie stali ponad prawem. Każdy mógł mimo wszystko podarować miłym goœciom częœć swoich zapasów, a było jasne, iż dowódczyni oddziału owego właœnie spodziewa się... Armektańscy gwardziœci wszędzie byli u siebie, jej zdaniem, a goszcząc pod czyimœ dachem, przydawali domowi splendoru. Gotaha niewymownie to mierziło. Miał nadzieję, iż nie zawsze i nie wszędzie wygląda to ;. Dotąd stykał się z legionistami jak każdy - widywał uliczne patrole, raz nawet uczestniczył w wojskowej wyprawie, podczas której nie zaszło, co fakt, do bitwy. Ale nigdy nie dzielił z żołnierzami trudów długiej podróży, nie zasypiał przy ogniskach obozowych, nie zrywał się na sygnał... Ze swej strony starał się w niczym nie uchybiać porządkom zaprowadzonym przez dowódczynię. Podsetniczka łuczników traktowała mędrca Szerni z atencją, była szczególnie uprzejma i nie kryła, iż odczuwa niejaki respekt przed człowiekiem przyjętym przez Pasma. Lecz z owej uprzejmoœci niewiele wynikało. Usłyszawszy „Pobudka, poobudka!”, Gotah przecierał oczy i choć nikt go nie ponaglał, na wyœcigi pędził za drzewo, potem do strumienia, a potem do juków, z których wyrywał porcję