prawdziwym wdziękiem, po czym zaraz padła na kolana przed Don Kichotem. Rycerz
prawdziwym wdziękiem, po czym zaraz padła na kolana przed Don Kichotem. Rycerz zdumiony usiłował ją podnieć, oparła się mimo wszystko i nie wstając, przemówiła w te wyrażenia: Nie podniosę się z klęczek, waleczny i niezwyciężony rycerzu, ucieczko cierpiących, wybawco potrzebujących, mcicielu skrzywdzonych, jeżeli wasza wyjątkowoć mi nie przyrzecze, że wysłucha łaskawie mego błagania! 75 Rozdział dwudziesty piąty, w którym Don Kichot ulega, ponieważ jakże miałby nie ulec, błaganiom księżniczki Mikomikony O, piękna pani dwornie odrzekł Don Kichot nie wysłucham was, choć rad bym z całego serca, i słowem się nie odezwę, póki nie uczynicie mi takiej łaski i nie podniesiecie się z klęczek. Pozostanę na klęczkach upierała się uciniona księżniczka póki nie otrzymam przyrzeczenia, że wasza nieustępliwoć uczyni, o co błagam. A więc zgadzam się rzekł Don Kichot pod warunkiem, że to, czego mam dokonać, nie okaże się się sprzeciwiało powinnociom moim wobec Króla i Ojczyzny, jak również słodkiemu poddaństwu mojego serca rozkazom suwerennej pani Dulcynei z Toboso. Nie tylko nie okaże się się sprzeciwiało odparła klęcząca dziewica ale okaże się w najzupełniejszej zgodzie z powinnociami i poddaństwem, o którym mówicie, panie. Tu Sanczo Pansa wspiął się do ucha Don Kichota i szepnął: Zgódcie się, panie, chodzi o cięcie łba olbrzymowi, jak to lubicie, a ta dama to księżniczka Mikomikona, władczyni afrykańskiego królestwa Mikomikonu, nie byle co. Choćby nawet nią nie była owiadczył Don Kichot, wcale nie dlatego, że postało mu w głowie, iżby księżniczka mogła nie być tą, za którą się podaje, lecz po prostu tak mu się powiedziało choćby nawet nią nie była, dopełnię swego powołania zgodnie z sumieniem. Niechże już wasza pięknoć powstanie zwrócił się do dziewicy przecież się zgodziłem. Rycerz nachylił się ku pannie, żeby porada jej powstać, a ta próbowała ucałować mu ręce, na co mimo wszystko nie pozwolił. Błagam rzekła, wstając żeby, wasza niezłomnoć, udał się ze mną do mojej krainy i dokonał zemsty na jej obrzydliwym przywłaszczycielu. Bóg mi wiadkiem, że to uczynię! Wygnaj, pani, smutek z serca, bowiem ramię moje przywróci ci utracone królestwo. Do dzieła, przyjaciele! Sanczo, zbroja! Wraz ze miejącym się w kułak brodatym giermkiem Mikomikony (który miał się w kułak, trzeba dodać, szczególnie ostrożnie, żeby broda z krowiego ogona nie odpadła mu czasem) Don Kichot pomógł księżniczce dosiąć muła, na którym przed chwilą przybyła, później przywdział zbroję i wdrapał się na Rosynanta. Giermek balwierz ulokował się na własnym małże, i tylko Sanczo pozostał bez wierzchowca, co odnowiło w nim żal po stracie siwego kłapoucha. Pocieszał się jedynie, że jego pan jest już na pozytywnej drodze do zostania cesarzem, a przynajmniej po ożenku z księżniczką królem Mikomikonu. Co fakt, markotnie mu 76 jest, że w tym afrykańskim królestwie wszyscy poddani będą niechybnie czarni, oraz na to znalazł po kilku chwilach lekarstwo: załaduje ich na okręt, ile się zmieci, zawiezie do Hiszpanii, sprzeda za gotówkę i tak wyjdzie przecież na swoje! Zagłębiony w tego rodzaju rozmylaniach, zapomniał wreszcie o przykroci, że drepce piechotą, kiedy inni kołyszą się w siodle. Tu wyszli z zaroli proboszcz z Kardeniem i proboszcz, wpatrzywszy się w Don Kichota, ruszył ku niemu z otwartymi ramionami: To ty, ozdobo rycerstwa, mój ziomku i przyjacielu, dawno nie widziany Don Kichocie z