— Nie więcej, jak dziesięć błysków. — ostrzegł Hilton. — Zachowajmy je na noc. Stań w cieniu, jeśli go
— Nie więcej, jak dziesięć błysków. — ostrzegł Hilton. — Zachowajmy je na noc. ustaw się w cieniu, jeśli go znajdziesz. — Czy mogę dodatkowo wyjść? — zapytał Jimmy. — dobrze — odrzekł Hilton. — Ale trzymajcie się razem a także nie chodźcie nazbyt daleko, aby robić jakieś poszukiwania. Ja zostanę, aby zorientować się, co można wykonać z reflektorami. Fakt, iż mieli już plan praktyki, znacznie poprawił ich samopoczucie. Przyciskając fotoaparat z cenną lampą błyskową do gruczołów mlekowych, Gibson w skokach przebiegał dolinę, jak świeża gazela. Ciekawa rzecz, iż na Marsie szybko przystosowuje się wysiłek mięśni do mniejszego ciążenia a także standardowo nie robi się wyższych skoków niż na Ziemi. jednakże zapas mocy istnieje na wypadek wymogu... albo dobrego samopoczucia. Szybko wydostali się z cienia urwiska na teren, skąd świetnie jest widać niebo. Phobos unosił się właśnie wysoko po zachodniej stronie, był dziś niewielkim półksiężycem, który w miarę posuwania się ku południowi wkrótce przybierze postać cienkiego sierpa, Gibson patrzył nań w zamyśleniu a także zastanawiał się, czy w tej chwili ktoś patrzy stamtąd na tę część Marsa. jest to bardzo prawdopodobne, ze względu na to że domniemane miejsce wypadku musi być znane. Odczuł nierozsądną ochota zatańczenia a także machania rękoma, a także wydania okrzyku: „Jesteśmy tutaj! Widzicie nas?" Jak może wyglądać ta okolica przez teleskopy, które patrzą dziś, jak się spodziewał, na Aetherię? Czy widać cętkowaną zieleń roślinności, przez którą obecnie się przedziera? Wielkie urwisko musi być świetnie widzialne jako czerwona kreska, rzucająca, gdy Słońce jest nisko, szeroki cień na dolinę. teraz prawdopodobnie nie 12* 179 widać żadnego cienia, ze względu na to że zbliżało się południe. najdogodniej okaże się — postanowił — wejść w środek najciemniejszej plamy roślinności, jaką tylko znajdzie. W odległości ok. kilometra od rozbitego samolotu grunt łagodnie opadał a także tam, w najniższej partie doliny, widniało szerokie, brązowe pasmo, pokryte wysokim zielskiem. Gibson skierował się w tę stronę, a zaraz za nim ruszył Jimmy. Znaleźli się wśród smukłych, skórzastych roślin, jakich dotąd przenigdy nie zauważali. Liście wyrastały pionowo z gleby jak długie, wąskie chorągiewki, pokryte niezliczonymi strączkami, które wyglądały tak, jakby zawierały nasiona. Płaszczyzna wszystkich liści była zwrócona do słońca a także Gibson zauważył, iż nasłoneczniona strona liści była czarna, strona zacieniona natomiast — szarobiała. W taki prosty, ale skuteczny sposób, rośliny zmniejszały ubytek ciepła. Nie tracąc czasu na rozważania botaniczne, Gibson przedarł się do środka małego lasku. Rośliny nie były nazbyt gęste, dość prosto więc przedostał się przez nie. Gdy wszedł w głąb zagajnika, podniósł lampę a także wycelował w Phobosa. Satelita był dziś wąskim sierpem, zaraz w pobliżu Słońca a także Gibson czuł się niezwykle głupio, gdy kierował swe błyski w Słońce letniego nieba. Lecz czas był świetnie wybrany, ze względu na to że na skierowanej ku nim stronie Phobosa jest ciemno a także tamtejsze teleskopy prowadziły obserwacje w korzystnych warunkach. Oddał dziesięć błysków — pięć razy po dwa — oddzielone przerwami. Sposób taki był najbardziej oszczędny a także gwarantował jednocześnie, iż sygnały będą wzięte