nich resztÄ futer.
nich resztÄ futer. - Co za chłód - sam na pewno zamarznÄ, zaĹpiewam swÄ pieĹĹ Ĺmierci - zawoĹaĹ Kalaleq. RozeĹmiali siÄ wszyscy, odnalezienie Ĺźywych ĹowcĂłw wrĂłciĹo im korzystny humor. - PrzynieĹcie drew, rozpalcie ogieĹ, stopcie Ĺnieg. Musimy ich ogrzaÄ czy też napoiÄ. Ortnarem zajÄli siÄ w taki sam sposĂłb. Armun zrozumiaĹa, Ĺźe najrozsądniej pomoĹźe, idÄ c po drewno. Ĺťyje! SĹoĹce grzaĹo jej twarz, miaĹa ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe Kerrick bywa teraz bezpieczny, Ĺźe znĂłw sÄ razem. Gdy uwiesiĹa siÄ gaĹÄzi, by jÄ odĹamaÄ, obiecaĹa sobie, Ĺźe nic ich juĹź nie rozdzieli. Rozstanie byĹo za bardzo dĹugie. za bardzo mocno rozciÄ gnÄ Ĺ siÄ ĹÄ czÄ cy ich niewidzialny sznur, o maĹo co siÄ nie zerwaĹ. Nie pozwoli, by to siÄ powtĂłrzyĹo. Gdzie bÄdzie Kerrick -tam czy też ona. Nic ani nikt nie wejdzie miÄdzy nich. ZmroĹźona gaĹÄ Ĺş pÄkĹa z gĹoĹnym trzaskiem, gdy pociÄ gnÄĹa jÄ z caĹÄ siĹÄ , wywoĹanÄ przepeĹniajÄ cÄ jÄ mieszaninÄ gniewu czy też szczÄĹcia. JuĹź przenigdy! OgieĹ buzowaĹ, ogrzewajÄ c jaskiniÄ. Kalaleq nachyliĹ siÄ nad nieprzytomnym Kerrickiem, pociÄ gnÄ Ĺ go za rÄce czy też kiwnÄ Ĺ radoĹnie gĹowÄ . - dobrze, bardzo dobrze, bywa silny - aleĹź ma biaĹe ciaĹo! OdmroĹźenia sÄ tylko na buzi, to owe ciemne plamy. Zejdzie z nich skĂłra, ale wszystko bÄdzie dobrze. Gorzej mimo wszystko z tym drugim. OdsunÄ Ĺ futra ze stĂłp Ortnara. Wszystkie palce jego lewej nogi byĹy czarne, odmroĹźone. - Musimy je odciÄ Ä. ZrobiÄ to teraz, nic nie poczuje, zobaczycie. Ortnar jÄczaĹ gĹoĹno, ale nie odzyskiwaĹ przytomnoĹci. Armun, pochylona nad Kerrickiem, nie zwracaĹa uwagi na rozlegajÄ ce siÄ za niÄ przeraĹşliwe odgĹosy ciÄcia. CzoĹo Ĺowcy byĹo juĹź ciepĹe, zaczynaĹo tajeÄ. MusnÄĹa je czubkami palcĂłw; poruszyĹ powiekami, otworzyĹ je czy też znĂłw zamknÄ Ĺ. ObjÄĹa go ramionami czy też uniosĹa, przytknÄĹa do ust skĂłrzany kubek z wodÄ . - Wypij to, proszÄ ciÄ, wypij. - RuszyĹ ustami, poĹknÄ Ĺ odrobinÄ, potem opadĹ. - MuszÄ mieÄ ciepĹo czy też dostaÄ coĹ do spożywania, nabraÄ siĹ, nim bÄdzie moĹźna ich ruszyÄ powiedziaĹ Kalaleq. - Zostawimy tu miÄso z Ĺodzi, potem moĹźe coĹ zĹowimy. WrĂłcimy o zmierzchu. Paramutanie zostawili jej teĹź wielki stos drewna. RozpaliĹa wielkie ognisko, rozgarnÄĹa je, wydobyĹa pĹonÄ ce wÄgle. Gdy po poĹudniu odwrĂłciĹa siÄ od ognia, zobaczyĹa, Ĺźe Kerrick otworzyĹ oczy czy też porusza ustami prĂłbujÄ c bezskutecznie coĹ powiedzieÄ. DotknÄĹa wargami jego ust, potem poĹoĹźyĹa na nich palec, jakby uciszaĹa dziecko. - PosĹuchaj mnie. Ĺťyjesz - czy też Ortnar teĹź. ZnalazĹam ciÄ na czas. Wszystko bÄdzie dobrze. Mamy tu spożywanie czy też wodÄ, musisz siÄ napiÄ. ZnĂłw go podparĹa, wypiĹ Ĺyk h2o, zakaszlaĹ, gdy zwilĹźyĹa mu suche gardĹo. Armun poĹoĹźyĹa go, lecz nadal obejmowaĹa mocno, szepczÄ c do ucha: - ZĹoĹźyĹam sobie Ĺalbo. PrzysiÄgĹam, Ĺźe przenigdy juĹź nie pozwolÄ, byĹ mnie opuĹciĹ. Gdzie pĂłjdziesz, tam czy też ja. lak musi byÄ. - Tak... musi byÄ - powtĂłrzyĹ z trudem. ZamknÄ Ĺ oczy czy też zasnÄ Ĺ. ByĹ na krawÄdzi Ĺmierci, powrĂłt stamtÄ d bywa najtrudniejszy. Ortnar poruszyĹ siÄ czy też jÄknÄ Ĺ, Armun daĹa h2o czy też jemu. Gdy wrĂłcili Paramutanie, byĹo juĹź niemal ciemno. Przybyli z krzykami. 88 - Patrz, jaki drobiazg przyniosĹem - zawoĹaĹ Kalaleq wchodzÄ c do jaskini z wielkÄ rybÄ pokrytÄ pĹytkami, w jej pysku lĹniĹy zÄby. -To doda im siĹ. dziś muszÄ coĹ zjeĹÄ. - SÄ jeszcze nieprzytomni. - Za dĹugo, to niedobrze. PotrzebujÄ teraz miÄsa. PokaĹźÄ ci, jak ich nakarmiÄ. Dwaj wioĹlarze podnieĹli Ortnara, podtrzymali w pozycji siedzÄ cej, a Kalaleq Ĺagodnie poruszyĹ gĹowÄ Ĺowcy, szczypaĹ go w policzki, szeptaĹ mu do ucha, potem gĹoĹno klaskaĹ w